Pamiętacie z dzieciństwa zabawkę zwaną powszechnie Wańką-wstańką? Gdzie, nie ważne jak popychana czy rzucana postać, zawsze wstawała do pionu dzięki przesuniętemu środkowi ciężkości. Dzięki pomysłowemu zastosowaniu jej przez Briana Gomeza w grze planszowej, miałem okazję wrócić do dziecięcych lat bawienia się nią.
W 2016 roku nakładem wydawnictwa BrainGames pojawiła się gra pod tytułem IceCool. Planszówka zręcznościowa, gdzie gracze wcielają się w uczęszczające do szkoły pingwiny, które akurat naszła ochota by urwać się z zajęć i dorwać się do pysznych rybek na stołówce.
Po otwarciu pudełka wita nas swoistego rodzaju rekurencja, tudzież pudełkowa matrioszka, bo z pudełka wyciągamy pudełko, w którym jest pudełko, w którym jest pudełko, w którym jest pudełko. Kolejnymi komponentami są drewniane klipsy ryb, talia kart, pingwinie wańki-wstańki i instrukcja. Wszystkie komponenty są bardzo dobrej jakości. Pudełka imitują poszczególne sale pingwiniej szkoły, w których będziemy myszkować. Polarna placówka edukacyjna budowana jest na zasadzie łączenia ścian pudeł drewnianymi klipsami w kształcie ryb, w specjalnie do tego oznaczonych miejscach. Zauważyłem, że wszystkie miejsca na „rybki” są lekko nagniecione, żeby klipsy łatwo się na nie wsuwały. Same klipsy są pozaokrąglane i polakierowane tak, by nie niszczyć gry wielokrotnym zakładaniem i zdejmowaniem ich. Wańki-wstańki to cztery plastikowe, słodkie pingwinki z kulistą podstawą, w której znajduje się ciężarek. Wyglądają na solidne i bez problemu przetrwały ponad tydzień naprawdę ostrej gry czterech świetnie się bawiących dorosłych osób.
W grze może brać udział od dwóch do czterech osób, partia może trwać od 10 minut do pół godziny, razem z przygotowaniem do gry. Gra polega na tym, by jak najszybciej zgarnąć rybie klipsy w swoim kolorze, albo wyłapać uciekinierów. Rola łapiącego przechodzi co rundę na innego gracza, jeżeli podczas przemierzania szkoły łapiący pingwin dotknie uciekiniera – zabiera jego przepustkę, jeżeli zbierze wszystkie przepustki runda się kończy. Każdy jeden krąg zataczany po pchnięciu, przez gibającego się na boki łapacza potrafi przyprawić o zawał serca. Nad niektórymi drzwiami pomiędzy salami umieszczane są kolorowe klipsy rybek, uciekające pingwiny przechodząc przez drzwi z klipsem, zdejmują z nich ten w swoim kolorze – runda się kończy jeżeli któremuś uciekinierowi uda się zebrać wszystkie rybki swojego koloru. Z gry wyłączono element eliminacji gracza, dzięki czemu wszyscy bawią się przez całą partię, nie masz przepustki? Graj dalej, łapacz teraz skupi się na pozostałych pingwinach. W trakcie rundy uciekinierzy otrzymują za ściągane rybki karty z punktami o wartości 1 do 3, łapacz natomiast otrzymuje karty dopiero po rundzie, za każdą posiadaną przepustkę (także swoją). Po czym liczycie zdobyte punkty i możecie zaczynać grę od nowa…
Od razu napiszę, że niezależnie od wieku ta gra powinna znaleźć się na waszej półce. IceCool to jedna z tych gier, bez których nie wyobrażam sobie teraz mojej kolekcji. Banalna w kwestii zasad, łatwa do opanowania, otwarta na ciągłe odkrywanie i ćwiczenie nowych trików, szalenie przyjemna i regrywalna. Karty z punktami dodają pewnej losowości, dzięki której mniej doświadczeni gracze którym nie idzie, będą mogli liczyć też na trochę szczęścia. Doświadczeni gracze, którzy notorycznie losują niskie wartości punktowe, mogą się natomiast ratować pokazaniem dwóch kart o wartości 1, by otrzymać ekstra turę co balansuje grę. Twórcy udostępnili także zasady turniejowe dla wyjadaczy, w których karty punktacji nie biorą udziału. Mimo, że w instrukcji nie wspomina się o takiej opcji, myślę, że złaknieni wrażeń spokojnie mogą próbować połączyć kilka egzemplarzy w jeden wielki kompleks pudełkowy. Widoki na rozszerzenia dla gry też są spore, możliwości dobudowania skoczni, tuneli, skrótów albo dodatkowych pięter są na tyle kuszące, że sami gracze mogą się zająć tworzeniem takowych. Wszystko to oczywiście w wolnych chwilach, kiedy akurat nie ćwiczą trików w których dziarski pingwin najpierw przeskakuje nad dwiema salami wymigując się łapiącemu, żeby potem ślizgiem jeszcze zdobyć rybki z kilku wejść na raz.