Trafiam czasem na gry, które robią na mnie tak dobre wrażenie, że wręcz z przesadą chciałbym je każdemu zachwalać. Unearth – gra, której motto brzmi „odzyskaj, odbuduj, pamiętaj”, jest jedną z takich gier.
W 2017 roku Brotherwise Games, wydawca znany wcześniej z tytułu Boss Monster, wypuścił pod swoim szyldem debiut planszowy duetu Jason Harner i Matthew Ransom. Grafikami zajął się Jesse Riggle, artysta, dla którego Unearth jest pierwszą zilustrowaną grą planszową. Aktualnie nie ma jej polskiego wydania, lecz jest dostępna na naszym rynku.
W średniej wielkości pudełku, znajdziemy dobrze zaprojektowaną, plastikową wypraskę. Każdy element znajdzie tam swoje miejsce, a karty bez problemu mieszczą się w niej będąc w koszulkach, zostawiając trochę luzu na ewentualne dodatki do gry. Wśród komponentów znajdziemy 20 perłowych kości w czterech kolorach. Każdy z zestawów zawiera 3 kości sześciościenne, jedną cztero- i jedną ośmiościenną. Dalej mamy 91 heksagonalnych kafelków, do których zaliczają się Nazwane, Pomniejsze i Większe Cuda oraz Kamienie. Na Kamienie mamy materiałowy woreczek, z którego będą losowane. Na koniec zostają 4 talie kart – Kopaczy, Ruin, Nazwanych Cudów oraz Końca Epoki. Gra została zilustrowana w bajkowym stylu. Każda grupa kolorystyczna kart Ruin zawiera spójne ze sobą, klimatyczne budynki przedstawione w rzucie izometrycznym, podobnie żetony i karty Cudów. Urocze sylwetki członków plemienia, w których rozpoznamy nasze kostki, ilustrują treść kart kopaczy. Całość projektu chwyta gracza i nie pozwala oderwać od siebie wzroku, jest po prostu świetna.
Każdy z graczy wciela się w jedno z małych plemion, które po latach od zapomnianego kataklizmu stara się zagłębić w przeszłość i odzyskać zrujnowane dziedzictwo. Obrócona w gruzy przeszła cywilizacja, może wyłonić się z ruin, o które będziemy walczyli, a kamienie tych ruin posłużą nam do budowania nowych cudów w wyścigu po dawną świetność. O ile temat gry jest sensowny i znajduje odzwierciedlenie w mechanice, to jest to raczej element drugoplanowy. Inna historia mogłaby tu zadziałać równie dobrze, gdyby poprzeć ją graficznie. Pytanie czy grafika ta byłaby tak dobra i ujmująca, jak ta dla wydzieranych z ziemi ruin. W tym wypadku jest ona elementem trzymającym gracza na równi z mechaniką.
Celem gry jest zebranie jak największej ilości punktów zwycięstwa. Tura gracza dzieli się na dwie fazy: opcjonalną, w której zagrywamy karty Kopaczy ruin pozwalających na manipulowanie kośćmi oraz obowiązkową „Prac wykopaliskowych”. W drugiej fazie wybieramy kostkę z naszego plemienia, wybieramy kartę ruin, którą będziemy wykopywać i rzucamy. Wyniki 1, 2 lub 3 dają nam kafelek Kamienia pod budowę cudu, pozostałe rzuty posłużą nam do możliwego zdobycia karty Ruin. Za każdym razem kiedy kończymy pierścień z pozyskanych kafelków Kamieni i spełnia on określone przez którąś kartę Cudu wymagania, możemy go wybudować. Wybudowane Cuda jak i zebrane Ruiny przynoszą nam punkty.
Ze względu na kości gra jest losowa, ale możliwości manipulowania wynikami są spore. Odpowiednio kalkulując nasze możliwości i dostosowując strategię do aktualnej sytuacji, praktycznie zawsze coś zyskamy podczas swojej tury. Mechanizm rekompensaty, kiedy ktoś podbiera nam kartę Ruin polega na uzupełnianiu naszych zasobów o większą ilość kart Kopaczy, a te odpowiednio zagrane mogą bardzo szybko wyprowadzić nas na pozycję lidera. Karty Ruin są bardziej wartościowe w punkty, karty Cudów dają nam mniejsze ilości punktów, ale udostępniają naszemu plemieniu nowe umiejętności wpływania na wyniki – od nas zależy, jakiego środka użyjemy w biegu po wygraną. Gracze przechodzą od tury do tury szybko i płynnie. A nieznana karta Końca Epoki, odkrywana dopiero pod koniec rozgrywki, delikatnie zmienia jej zasady dodając regrywalności.
Musicie to mieć. Według mnie Unearth jest z kategorii tych gier, które po prostu powinny znaleźć się w kolekcji. Ogrywałem ten tytuł zarówno z wyjadaczami jak i z ludźmi grającymi od święta, albo świeżakami dopiero poznającymi świat planszówek. Nie było wśród nich nawet jednej osoby, która by kręciła nosem na ten tytuł. Zasady wyjaśnia się w niecałe 5 minut. Niezależnie od tego czy gramy w dwie, trzy, czy cztery osoby, czas gry oscyluje w granicach 30-40 minut. Spektrum możliwego podejścia do rozgrywki jest szerokie. Wszystko to świadczy o uniwersalnym charakterze tej gry i możliwości grania w nią z każdym. Jedyną przeszkodę może stanowić zależność językowa na kartach Kopaczy ruin oraz kartach Cudów. Ostatnimi zaletami tej gry, są dla mnie jej otwartość na rozszerzenia (dodatkowe karty czy zestawy kości graczy) oraz elastyczność zasad pozwalających na wprowadzanie nowych wariantów rozgrywki. Doskonały mariaż mechaniki z wyglądem komponentów jest dla mnie powodem do stwierdzenia, że jest to murowany hit.
Świetnie wygląda ta gra! Chętnie bym rozegrał choć jedną partię 😉
Uwielbiam gry planszowe. Bardzo fajnie spędzamy czas w ten sposób.