Yarr! wy suche szczury lądowe! Myślicie, że jak gra ma mechanikę worker placement to może być tylko euro?! Na wszystkie 71 mórz, klnę się, że w „A tale of Pirates” wartka akcja i przygoda was nie opuści. A wszelkich niedowiarków i krzykaczy gotowym przeciągnąć pod kilem z lewa na prawo i z powrotem.
Grą możemy się cieszyć od 2017 roku dzięki Cranio Creations, pod którego egidą została wydana. Twórcami są Asger Harding Granerud, mający na swoim koncie Tzolkina oraz Daniel Skjold Pedersen i Daniele Tascini odpowiedzialni za świetne Dworzyszcze na Trzęsawisku. Stroną graficzną zajął się Ruslan Audia, którego prace możemy także zobaczyć w Microworld.
Zacznijmy od opakowania. W przypadku przygodowej gry o piratach to naturalne, by pudełko było piracką skrzynią skarbów i tu „A tale of Pirates” nas nie zawodzi. Jest nieco większe niż standardowo, wewnątrz zawiera dwie plastikowe wypraski, dzięki którym będziemy mogli wygodnie przechowywać komponenty. Całość jest dobrze przemyślana, jednak trzymając naszą skrzynię w pionie, żetony wewnątrz raczej się rozsypią… tylko jaki pirat trzyma skrzynię ze złotem na boku?! Czas na skarby. Po otwarciu, przywita nas kilka arkuszy grubej tektury introligatorskiej, z których wypchniemy i złożymy nasz piękny trójwymiarowy statek, do tego otrzymamy trochę znaczników obrażeń dla wrogich jednostek i punktów żywotności naszej łajby. Statkiem będziemy pływać po składanej z 6 elementów róży wiatrów. Kolejnymi komponentami są drewniane dyski przedstawiające kule armatnie, kostka ataku i korki, którymi zatykamy uszkodzone miejsca na statku. Dalej mamy klepsydry, które będą służyły nam za pionki oraz 10 zafoliowanych saszetek. Każda zawiera jeden scenariusz, a właściwie różne komponenty, żeby go rozegrać. Czasami znajdziemy tam karty, czasami coś do rozbudowy statku – nie chcę zbyt dużo o nich pisać, ponieważ otwieranie ich także jest częścią zabawy oddającej żeglugę w nieznane. Wszystkie elementy są wykonane solidnie, spójne ilustracje nadają wszystkiemu bardzo dużo klimatu. Jedyne czego mógłbym się czepić , to zbyt duża przestrzeń w niektórych miejscach nacięć statku, przez co zdarzało się nam np. zerwać bocianie gniazdo z masztu. Zaradziłem temu nakładając na te krawędzie warstewkę wikolu, po zaschnięciu uszczelnił nacięcia na tyle, żeby wpychane w nie elementy nie wypadały – każdy pirat musi umieć łatać swoją łajbę!
Ostatnim komponentem jest aplikacja dostępna na urządzenia mobilne. To z niej dowiemy się, jaka historia stoi za konkretnym scenariuszem, jakie zasady będą dotyczyć nowo znalezionych w saszetce komponentów, jak przygotować rozgrywkę, no i ostatecznie to aplikacja będzie odmierzać czas trwania rundy, co jakiś czas umilając nam rozgrywkę jakimiś losowymi zdarzeniami. Jako „apkosceptyczny” planszówkowicz, standardowo, podchodziłem do niej nieufnie. Lecz tym razem byłem zadowolony. Wszystko działa sprawnie i nie zawiesza się. Dobrze dobrana muzyka buduje napięcie, a grafika wprowadza humorystyczny nastrój. Jedyny zgrzyt który zauważyłem, pojawił się w sytuacji gdy graliśmy już któryś z kolei scenariusz i mój telefon się wyładował. Ponieważ akurat nie było pod ręką ładowarki, postanowiliśmy skorzystać z drugiego telefonu. Szybko ściągnęliśmy aplikację i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że nie mogliśmy pominąć już rozegranych scenariuszy. Nowo zainstalowana gra zakłada przejście ich po kolei, nie dając możliwości pominięcia… więc przeszliśmy je ponownie, radocha była ta sama, co nie zmienia to tego, że taki guzik do pominięcia byłby przydatny.
Waszą przygodę zaczniecie na Santa Cruz, gdzie lata temu po starciu z hiszpańską armadą zostaliście zamknięci. Czas za kratkami poświęciliście w całości na obmyślenie sprytnego planu ucieczki, który teraz właśnie wdrażacie w życie. Po dotarciu do portu znaleźliście waszą łajbę – Ellen, przetrzymywana tam przez armadę zaczęła popadać w ruinę, jednak nie na tyle żeby nie towarzyszyć wam w ucieczce. Od tej pory będziecie żeglować w pogoni za przygodą i ucieczce przed niebezpieczeństwami. Każdy z dziesięciu scenariuszy będzie wprowadzał do gry nowe zasady, komponenty i odsłaniał fragment historii waszej załogi. Tematycznie gra idealnie łączy się z mechaniką. Klimatyczna muzyka i komponenty kompletnie wciągają graczy. Grając każdy jeden scenariusz miałem poczucie krzątania się w pośpiechu po statku. Łatanie dziur żeby nie zatonąć, panikowanie podczas kombinowania co teraz najlepiej robić albo pokrzykiwanie na innych załogantów, bo czegoś potrzebujemy, jest nieodłączne.
Czas… wszystko jest na czas. Każde pole funkcyjne w grze to miejsce, gdzie będziecie umieszczać swój pionek. Wasz pionek to klepsydra, tylko wy możecie dotykać waszej klepsydry. Z tego co wyczytałem w instrukcji, legenda głosi, że to właśnie przez łapanie cudzej klepsydry piraci nabawiali się haków zamiast dłoni. Raz postawiona na miejsce klepsydra musi się przesypać. Kiedy już to zrobi, wykonujecie akcję z zajmowanego pola i przestawiacie ją na inne pole, albo czekacie z wykonaniem akcji na dogodny moment (np. póki ktoś nie zmieni prędkości, nie możecie wykonać obrotu, więc czekacie). Pola akcji podzielone są na grupy, nigdy nie możecie wykonać akcji z tej samej grupy – co zapewnia wieczny harmider i bieganinę po pokładzie. Gracie kilka rund zależnie od tego, ile przewiduje scenariusz, każda runda trwa określony przez aplikację czas. Podczas rundy będziecie wchodzić w interakcję z kartami danego scenariusza, które będą rozłożone wokół Ellen, oraz wprowadzać w działanie losowe wydarzenia, które pojawiać się będą w aplikacji. Na koniec rundy aplikacja każe wam uruchomić akcje przypisane do pozostałych wokół planszy kart. Jeżeli to nie spowoduje, że zatoniecie, to dobrze. Czas rozpocząć następną rundę. Jeżeli w te kilka rund nie uda wam się spełnić warunków wygranej dla scenariusza, przegrywacie. Przygotowanie do gry, mechanika kart i komponentów jest elementem scenariusza, dzięki czemu bardzo płynnie poznajemy kolejne urozmaicenia rozgrywki. Partię możemy rozgrywać załogą od dwóch do czterech piratów, w przypadku dwuosobowej ekipy, każdy pirat dostaje pod kontrolę dwie klepsydry. Jedna rozgrywka trwa około 30 minut. W aplikacji będziemy mogli wybrać jeden z trzech poziomów trudności, dodatkowo jeżeli wygramy, otrzymamy 1 do 3 gwiazdek za to, jak dobrze nam poszło
A tale of Pirates – najlepsza gra o pirackiej tematyce, w jaką miałem okazję grać. Od komponentów, przez historię, po mechanikę, ocieka klimatem, utrzymując go w humorystycznej konwencji. Świetnie angażuje wszystkich graczy, trzyma w napięciu i nie pozwala się nudzić. Wymusza kooperację i zgranie. Jak w większości gier tego typu, występuje tu możliwość pojawienia się gracza alfa, który „wie lepiej”, ale element czasowy go ograniczy. Do tego w grze jest sporo rzeczy do zrobienia, każdy z graczy będzie co jakiś czas pokrzykiwał czym przydałoby się zająć i jedna osoba po prostu nie ma szans, żeby wszystko ogarnąć i zdominować rozgrywkę. Po rozegraniu kilka razy całej kampanii, jestem w stanie powiedzieć że… chcę więcej! Ta gra według mnie powinna się znaleźć na półce każdego fana planszówek. Emocjonująca, wciągająca i łatwa do wytłumaczenia – ucieszy laika jak i wyjadacza. No i ma sporo miejsca na ewentualną rozbudowę. Gdzie dodatki mogą spokojnie skupiać się na kolejnych scenariuszach, w postaci kopert i aktualizacji dla aplikacji czy nowych statków dla naszej dziarskiej załogi. Ze swojej strony bardzo bym chciał kiedyś zobaczyć w tej grze możliwość tworzenia własnych scenariuszy, które mogłyby być dorzucane do apki, ale to była by już wisienka na torcie. Idę zebrać załogę i ruszamy złupić jakąś karawelę, do zobaczenia na szerokich wodach!