To pierwsza taka sytuacja, kiedy miałem okazję przed zrecenzowaniem wersji podstawowej gry, poznać jej rozszerzenie, które z kolei może też funkcjonować jako samodzielna gra. Tym razem zapraszam na recenzję gry strategicznej rodem z Kanady – Stratos: Light in the Darkness.
Tytuł ten pojawił się na rynku w tym roku, nakładem wydawnictwa Board & Tale, rok po wydaniu wersji podstawowej. Twórcami gry są Jacob Chodoriwsky oraz David Gundrum, natomiast opracowaniem graficznym zajął się Garth Laidlaw. Dodatek jak i wersja podstawowa są aktualnie dostępne na stronie producenta.
W raczej niewielkich rozmiarów, zgrabnym pudełku znajdziemy stos drewnianych znaczników zasobów, dwie kostki (sześciościenną i czterościenną), 12 plastikowych podstawek do postaci i potworów. Dalej mamy z grubej wytrzymałej tektury dwie plansze do gry, po komplecie pionków postaci dla każdego gracza, 5 pionków potworów, kafelki terenu oraz mnóstwo żetonów będących znacznikami przedmiotów, statystyk postaci i potworów. Na koniec otrzymujemy talię kart punktów zwycięstwa, talię kart eksploracji oraz talię kart czarów. Pudełko nie zawiera żadnej wypraski, za to znajdziemy w nim wystarczającą na wszystkie komponenty ilość woreczków strunowych i pudełko na karty.
Jakość wykonania komponentów nie pozostawia cienia wątpliwości co do swojej wytrzymałości, tektura jest gruba i powlekana, a karty sztywne. Grafika natomiast urzeka od pierwszej chwili, wielu osobom, z którymi ogrywałem ten tytuł, przywodziła na myśl styl towarzyszący grze Dixit. Niemal wszystkie ilustracje wyglądają jak miniatury prac malarskich, które gdyby były dostępne w większym rozmiarze, chciałbym je mieć na ścianie. Urzekł mnie też pomysł z wpinanymi w pionki postaci żetonami statystyk i ekwipunku. Po dłuższym czasie miejsca te na pewno zaczną się wyrabiać i będzie się zdarzać, że jakiś żeton się wysunie, ale jak na razie po kilkunastu partiach w różnym towarzystwie wszystko trzyma się dobrze. Myślę, że zaradzić temu mogłaby lekka zmiana kąta nachylenia nacięć na pionkach, tak by żetony zawsze zsuwały się ku środkowi postaci.
W grze wcielamy się w rolę dowódcy jednego z klanów przybyłych do nowego świata. Naszym zadaniem jest osiągnąć jak najszybciej 10 punktów dobrobytu świadczących o rozwoju naszego klanu. Do boju możemy wystawić do 5 jednostek, gdzie o konfiguracji naszej grupki uderzeniowej decydujemy sami, mając do dyspozycji po dwa egzemplarze każdej klasy postaci. Każda z jednostek poza grupą akcji dostępnych dla wszystkich ma też swoją unikalną umiejętność. I tak możemy podbijać nowe lądy dzięki eksploracji, eksploatowaniu lub walce o nie. Czy to fizycznej, opartej o siłę mięśni wojowników i celne oczy łuczników. Czy mistycznej, miotając potężne czary rękoma naszych magów i czarnoksiężników. Pole naszej bitwy opiera się na dwóch modularnych segmentach planszy, na których układamy w określony scenariuszem sposób kafelki terenu, po których będziemy się poruszać. Możliwość składania plansz na różne sposoby oraz układania na nich kafelków terenu daje olbrzymie pokłady regrywalności. Autorzy dodatkowo wspierają graczy żywo uczestnicząc w pracach nad nowymi scenariuszami i pomysłach na nowe tryby gry. Wszystko jest udostępniane w rozwijającej się społeczności Stratosa na stronie z mapami oraz grupie facebook.
W swojej turze gracz może aktywować każdą ze swoich jednostek, wykonując nimi do dwóch niepowtarzających się akcji – jedynie akcję ruchu można wykonywać dwukrotnie. Po wykonaniu aktywacji gracz przechodzi do części zakupowej, w której może za zgromadzone zasoby rozwijać swoje jednostki na wyższy poziom, kupować nowe jednostki, punkty dobrobytu oraz zaklęcia. Wykonanie całej tury nie zajmuje zbyt dużo czasu, a ze względu na to, że w grze strategicznej dobrze jest obserwować i analizować czyny i plany przeciwnika, drugi gracz nie jest narażony na dłużące się, bezczynne oczekiwanie na swoją kolej. Przy czym jedna partia spokojnie może pochłonąć półtorej godziny i raczej nie polecałbym grania w nią raz za razem.
Jak na grę strategiczną, Stratos ma sporo silnych czynników losowych, co początkowo nastawiało mnie sceptycznie do gry. Losowe rzuty kośćmi, losowa zawartość kafelków podczas eksploracji, losowa zawartość dobieranych kart zaklęć i losowa zawartość kart eksploracji to dość dużo… a jednak, mimo wszystko gra działa dobrze. Mechanika „spróbuj szczęścia” (push your luck) jest bardzo dobrze zbalansowana prostą statystyką stojącą za grą, gdzie gracz minimalizujący korzystanie z elementów losowych, przyjmując strategię spokojnego kontrowania „notorycznego szczęściarza” i wydłużania rozgrywki będzie miał możliwość wygrania partii. Według mnie, jest to jedną z najefektywniejszych strategii – analizowanie, kontrowanie i wybijanie przeciwnika z jego strategii. Takie działanie zapewni wyrównaną i angażującą rozgrywkę. Oczywiście gra nie zabrania półgodzinnego wyścigu losowości, gdzie obydwaj gracze postanowią bez opamiętania polegać tylko na szczęściu. Albo trzygodzinnego maratonu żółwi, które nigdy nie ryzykują i czekają spokojnie na pewne punkty. Wszystko zależy od grających. Tytuł ten oferuje nawet dodanie niezależnego czynnika losowego do rozgrywki, są nim potwory. W pewnym momencie gry, na polu bitwy może pojawić się do dwóch losowych potworów, które będą się starały ubić wszystko co podpadnie buszując po planszy. Sprytny gracz będzie jednak potrafił je wmanewrować w jednostki przeciwnika, ratując swoje, i jeszcze podkraść drugiemu graczowi punkty za dobicie któregoś z nich.
Rozgrywając sporo partii w różnorakim gronie jestem w stanie stwierdzić, że Stratos jest w stanie trafić do bardzo szerokiego spektrum graczy. Gra potrafi zadowolić niedzielnego gracza jak i planszówkowego weterana, tłumaczy się w góra 15 minut i nie stawia przed grającymi niewyjaśnionych precedensów zasad. Wyjątkiem będą tylko „frustraci losowości” na siłę brnący w swoją niekorzystną statystykę i zwalający winę za przegraną na wyjątkowy fart przeciwnika, a nie brak zmian w swojej strategii.