Tej gorącej nocy przepalaliśmy Lód, w dali z okna widać było ciągle pracującą Grochową Tykę. Na zewnątrz miriada neonów nie usypiała wabiąc setki ciem, ale w pokoiku Raymonda tylko ekran monitora emanował mdłym światłem nie licząc jeszcze zestawu ledów na obudowie cyberdecku. Wyglądał całkiem zwyczajnie, standardowy Haas CS-7, ale modyfikowałem go już tak wiele razy, że nie dałoby się w nim znaleźć choć milimetra kwadratowego oryginalnych obwodów. Co jakiś czas udawało nam się zedrzeć jakąś warstewkę danych osłaniających konspiracje…
Wcielamy się w postać jednego z kilku detektywów arsenału NAPD (New Angeles Police Department). Mamy różne korzenie, mamy różne ścieżki postępowania – mamy swoje przeczucia i mamy sprawę do rozwiązania, Android od Fantasy Flight Games, gra – kolos. Tematyczny majstersztyk, mechaniczna euro-trashowa hybryda. Cudo od Daniela Clarka i Kevina Wilsona z 2008 roku. Gra złożona do tego stopnia, że po dwóch godzinach tłumaczenia co do czego służy i co można robić w turze, ludzie rozgrywają pięciogodzinną partię tylko po to by trochę ją poznać. Tak ciężka, że po pierwszej partii musi minąć przynajmniej kilka dni, żeby przetrawić co się właściwie działo. To wszystko może być bardzo zniechęcające, więc dlaczego tak bardzo ją kocham?
Pierwsza warstwa uczucia jakim ją darzę opiera się o komponenty – czyż to nie powierzchowne? W standardowym pudle otrzymujemy kilogramy żetonów, znaczników i kafelków, duże karty postaci i scenariuszy, kilka talii zawierających w sumie setki kart oraz dużą (90 x 60 cm) planszę. Wszystko to ubrane jest w cudne grafiki wtłaczające graczy w klimat cyberpunka. Wibrujący, neonowy blask otoczenia przemieszany z wieczną nocą dominuje, nadając grze ciężką zawiesistą atmosferę – nieprzyjemną, a jednocześnie wciągającą, hipnotyzującą. Jedynie do niektórych ilustracji postaci mógłbym mieć zarzut, mogły by być zrobione lepiej. Wszystko inne wyciąga po nas kabelki zachęcające, żeby wpiąć się w tą niezwykłą rzeczywistość i nigdy jej nie opuszczać.
Drugą warstwą jest mechanika gry, a właściwie jej różnorodność. W grze znajdziemy mechanizmy pasjansowe, ukryte cele, układanki, wyścig po punkty, asymetryczne działanie postaci, negatywną interakcję zakulisową, wszystko złożone w misterną całość i determinowane przez mechanizm punktów akcji wydawanych na działania w turze. To przyczyna długiego tłumaczenia zasad, podczas partii natomiast mechaniki okazują się proste i dobrze zaimplementowane – poraża po prostu ich ilość i mus pamiętania z czego da się korzystać, żeby wygrać. Przy dobrej znajomości zasad, partia może trwać od około trzech do maksymalnie pięciu godzin.
Następnie przychodzi wielowarstwowość samej rozgrywki w kontekście jej treści. Możemy być psem tropicielem biegnącym do celu według wskazówek i przeczuć. Możemy skupić się na większym obrazie, jaki serwuje nam zakulisowa konspiracja wokół miasta i wydarzeń w nim. Mamy też pole do popisu w kwestii osobistego rozwoju bądź upadku naszego bohatera. Te elementy, będące jednocześnie warstwą fabularną Androida, pozwalają na immersję w świat oparty o niezwykle udany miks wizji Gibsona, Dicka czy Asimova. Płynnie prowadzi to do sensu rozgrywki.
Sens gry. Wiem, że późno o nim piszę, ale ciężko było by mi go przedstawić tak, żeby nie wypadł płytko i myląco dla czytelnika. Często przez sposób przedstawienia co to za gra, bez wcześniejszego zwrócenia uwagi na to, co w nim jest, Android cierpiał. Jeżeli ktoś by powiedział – gra jest o tym, by skazać kogoś za morderstwo i zdobyć przy tym jak najwięcej punktów – nie minąłby się z prawdą, ale wprowadziłby w błąd osobę, której to powiedział. To nie jest gra detektywistyczna jak by na to słowo „śledztwo” wskazywało – morderca nie jest predeterminowany. To nie jest euro matematyczny zbieracz punktów, jak by to „punktowa wygrana” sugerowała. Ja bym ją określił jako grę drogi, przygodę, która nas doświadcza a nie my jej. Docelowo każdy z graczy chce skazać swojego podejrzanego, uniewinnić kogoś uważanego przez siebie za niewinnego, w pozytywny sposób rozwiązać wątki osobiste postaci i ułożyć jak najlepiej układankę konspiracji, przeszkadzając przy tym innym jak tylko się da. Za te działania gracze dostają punkty, a kto zbierze ich najwięcej, wygra. I to podsumowanie może brzmieć płytko więc dodam, że to nie sama przyczyna i wynik w Androidzie są ważne, a droga z nimi związana. Doskonale oddano tu literaturę wcześniej wymienionych autorów, gdzie morderstwo jest tylko katalizatorem dla poturbowanego przez rzeczywistość protagonisty, stopniowo odkrywającego dyrygującą wszystkim konspirację i jednocześnie walczącego z własnymi demonami. Pod koniec nieważne już jest, że zabójcą był ogrodnik.
Dla fana literatury ciężkiego s-f, dla osoby lubiącej wczuwać się w to, co się dzieje podczas partii, ta pozycja jest wymagana. Osoby chcące w nią zagrać powinna także cechować cierpliwość i wytrwałość, bo ten tytuł poznaje się trudno. Dużo osób nie przebrnęło przez pierwsze sesje. Natomiast ci którzy przebrnęli przez poznanie gry, doceniają ją i cieszą się z każdej partii którą mogą opowiadać innym jak dobry film.
Będąc łowcą w swoim wydziale, masz swoje motywacje i przeczucia i to ty według nich doprowadziłeś do skazania tego kto według twojej teorii był winny. Dopadłeś go szybciej niż pozostali, udowodniłeś co miałeś udowodnić. A czy faktycznie był winny? Kogo to teraz obchodzi, w kolejce czeka na na ciebie kolejna sprawa do rozwiązania…