Chciałoby się rzec o substytucie Warhammer Fantasy Battle. Niemal chciałbym, żeby kolejne jednostki można było dostawać po otwarciu paczki chrupek o smaku słodkiego spaczenia prosto z wrót chaosu.
Zombie instant
Otwierasz oczy, zza mgły rozmyć powoli tworzy się wyostrzony obraz zakrwawionego trupa leżącego naprzeciw ciebie… po otrząśnięciu się z pierwszego szoku z ciekawością podpełzasz do zwłok przy których leży pokrwawiona książka, rozłożona z rozerwanymi, poznaczonymi posoką stronami które teraz mogą stanowić upiorną zakładkę tego, co interesowało zmarłą. Bierzesz księgę i zaczynasz czytać – teraz już wiesz, że miała złożyć cię w ofierze by ostatecznie przywołać demony i ożywieńców na ten świat. Po jeszcze kilku stronach wiesz, że rytuał jest w trakcie wypełniania się (najwyraźniej wiedźma też może być ofiarą), ale możesz go przerwać i zapieczętować wrota przywołań. Uda ci się? Może wcale nie musisz tego robić? Twoje przemyślenia przerywa nagle charkot budzącej się już jako zombie wiedźmy, jednak musisz wziąć sprawy w swoje ręce…
Kije i kamienie
Po trzeciej wojnie światowej, jak powiedział ktoś mądry, będziemy walczyć na kije i kamienie. I dzisiaj o takich bitwach plemiennych sobie trochę pogadamy. 3012, deckbuilder (budowanie talii) od Cryptozoica, o którym słyszałem, że jest tak zły, że należałoby go wrzucić do śmietnika, przykryć stosem radioaktywnych odpadów i śmietnik toczyć w stronę jakiegoś głębokiego jeziora, trącając go tylko długim kijem, tam utopić, zapomnieć i nigdy o nim nie wspominać.
Katedrę stawiamy
„Najkosztowniejsze podczas budowania są pomyłki”
-Ken Follett, Filary Ziemi
Tym razem pod lupę idą Filary Ziemi z 2006 roku. Gra oparta o powieść historyczną Kena Folleta pod tym samym tytułem, której jedna partia trwa nieco ponad 40 lat… wydarzeń w grze. Wszystko toczy się we wsi zwanej Kingsbridge, wokół stawianej tam, mającej być najwspanialszą na świecie, katedry.
Niedziela w muzeum
Niedziela… leniwy dzień, żeby sobie odpocząć, z tym że nie dla wszystkich – Czas na granie w muzeum! Pobudka o 8, dwie kanapki na szybko z cyklu „co było w lodówce położyłem na chleb i polałem keczupem”. Chwilka postoju przy ekspresie (w tle ilustracja spokojną marketową muzyczką). BUM! Kawa gotowa, wypić, zagryźć i poranna toaleta. Umyć, ubrać, zapakować i w drogę. 15 minut do 9 i naginam prężnym krokiem w stronę Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach. Zegar na wieży zaczyna wybijać punkt, gdy akurat wchodzę przez bramę, jeszcze tylko trochę schodków i jestem na sali, w której odbywają się spotkania z planszówkami.
Wtopiełeś! idzie do kajecika
Jakiś czas już nie było nic do zrobienia samemu, więc czas ruszyć linijki, utoczyć trochę kleju i pociąć kilka paluchów! Niekiedy zdarza się, że twórcy pomijają dodawanie do pudełka z grą notesu do zapisywania punktacji, albo dodają cieniutki, który po niedługim czasie intensywnego orania tytułu topnieje w oczach, aż nie pozostaje nam nic, jak zapisywanie punktacji po byle karteczkach. Jednym z takich tytułów jest Infinite City, którego recenzje mogliście niedawno przeczytać. Może nie jest to jakiś wielki problem, by punktacje zapisywać na czym popadnie, ale jednak wrażenia estetyczne według mnie poprawiają jakość rozgrywki i satysfakcję z wygranej. Dlatego w ten weekend zrobimy sobie notes. Więcej »
W festiwalu udział wzięli
Zakładasz fioletowy kaptur na łeb, zapalasz świeczki, rysujesz odpowiednie znaki na podłodze i wzywasz przedwieczną istotę, która spuści na ciebie swoje błogosławione dary… Po ceremonii wychodzisz zawiedziony, bo zamiast Cthulhu przyszedł tylko Shoggoth, nie dość że przyprawił cię o szaleńczą drobnicę, to sypnął jeszcze jednym marnym złem. No i co ty masz z nim niby zrobić? W jakiej części miasta zdobędziesz wpływy? Bez sensu – trzeba było się modlić do Nephren-Ka, przynajmniej poczułbyś się trochę normalniejszy pod sufitem. Dzisiaj o Kingsport Festival – grze typu dice placement z przylepioną macką do twarzy – bo wiecie… wszystko lepiej smakuje z Cthulhu.
Kup pan kostkie…
Czyli porad kilka wujka ćwirka na temat planszówek. Konkretnie to zakupu planszówek. Ze względu na to, że miejsc do zakupu gier jest mnóstwo i z dnia na dzień planszówki podbijają coraz więcej serc, postanowiłem, że podzielę się kilkoma radami, tudzież spostrzeżeniami odnośnie tego jak „dobrze” według mnie je kupować.
Więcej »
Impreza co się zowie!
Wyobraź sobie, że budzisz się po bardzo suto zakrapianej imprezie, wokół ciebie istny bajzel, wszystko wszędzie jest porozwalane. Szczątki jedzenia walają się pod nogami, w kilku miejscach leżą inni balowicze, kilku z nich pokurczonych ledwo daje znaki, że w ogóle żyją. Większość jest ulana w winie i innych płynach, które były pite… hmm, a może to nie jest wino. Podnosisz dłoń, umorusaną w czerwonym lepkim płynie, do twarzy, żeby poczuć, że poza wszelkimi pitnymi procentami ten płyn roszący podłogę to po prostu wymieszana breja wszystkiego, co było na imprezie i krwi… KRWI?! Nagle te kilka jęczących postaci odwraca się do ciebie i widzisz, że to zombiasy, wcinające radośnie resztki jakiegoś innego balowicza. Jakie to szczęście, że nigdy nie idziesz na wenecki bal maskowy bez swojego wiernego garłacza… Więcej »
Kiedy lodowy ogród zakwitnie
„- wychodzę – oznajmiam. – W razie czego wiecie, gdzie rosnę. Jestem zajęty, muszę zrzucić liście. Jesień, rozumiecie. Pełne gałęzie roboty.”
– J.Grzędowicz PLO, TII
Można by przypisać te słowa grze Krzysztofa Wolickiego, która póki co jest zajęta nie byciem dostępną na rynku. Nic bardziej mylnego, wydawnictwo REDIMP podzieliło się już informacją, że w tym roku także zostanie udostępniony planszowy Pan Lodowego Ogrodu. Więcej »